W ostatnim czasie ma miejsce zaostrzenie stosunków na linii rząd – związki zawodowe. W odpowiedzi na nowelizację przepisów dotyczących czasu pracy, związkowcy zerwali obrady Komisji Trójstronnej. Po drugiej stronie „barykady” parlamentarny zespół składający się głównie z posłów PO przygotowuje raport na temat kosztów funkcjonowania związków zawodowych. Z kolei związkowcy opracowują sprawozdanie dotyczące rozrostu biurokracji w urzędach centralnych oraz postulują wprowadzenie jawności wynagrodzeń wszystkich pracowników.

W tej całej wojnie na raporty bez większego echa przechodzi natomiast ciekawa propozycja dotycząca likwidacji możliwości zwolnienia działaczy związkowych z obowiązku świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Chodzi zatem o zniesienie tzw. etatów, czy też „urlopów” związkowych, jak czasem określa się je w literaturze.

Obecnie, w zależności od liczebności związku zawodowego, ma on prawo do zwolnienia wskazanego działacza z obowiązku świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Jeżeli związek liczy mniej niż 150 członków, to zwolnienie obejmuje jedynie część etatu. Przy większych organizacjach związkowych zwolnienie obejmuje cały etat i może dotyczyć nawet kilku działaczy. Tacy działacze otrzymują pensje, mimo, że nie wykonują pracy.

I tu ujawnia się pierwszy mankament urlopów związkowych. Trudno bowiem znaleźć logiczne uzasadnienie dla założenia, że wykonywanie funkcji w większym związku wymaga zawsze więcej czasu, niż wykonywanie jej w związku małym. Tym bardziej, że duże i bogate związki nierzadko korzystają z obsługi sekretarskiej, własnych samochodów itp. a małe związki mogą o tym tylko pomarzyć.

Co więcej, działalność związkowa powinna być postrzegana w kategoriach funkcji społecznych. Ma ona charakter niejako subsydiarny wobec podstawowego obowiązku pracowniczego, tj. świadczenia pracy. Stąd też nie do końca uzasadniony wydaje się wymóg, aby to pracodawca finansował pensję urlopowanego związkowca z własnej kieszeni. Zwłaszcza, że w świetle konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy nr 98, co do zasady wykluczone jest finansowe wspieranie związków zawodowych przez pracodawcę (sic!).

Na tle powyższej regulacji nierzadko dochodzi też do nadużyć. Dość powiedzieć, że pensja „urlopowanego” związkowca jest liczona jak ekwiwalent za urlop, który uwzględnia także zmienne składniki takie jak wynagrodzenie za nadgodziny. W związku z tym wnioski o zwolnienia od pracy często wysyłane są do pracodawcy po okresie zwiększonego zapotrzebowania na pracę tak, aby pensja przez cały okres zwolnienia, a może to być kilka lat, była wyższa od standardowej pensji otrzymywanej w czasie, gdy nadgodziny nie występują. Przykładów takich można by mnożyć. Nie w tym jednak rzecz.

Moim zdaniem propozycja likwidacji powyższego zwolnienia od pracy zasługuje na poparcie. Obecnie funkcje związkowe, zwłaszcza w dużych firmach, traktowane są jako sposób na „płatne wakacje” na koszt pracodawcy. W tym kontekście warto wskazać, że tak daleko idące gwarancje nie wynikają wcale z prawa międzynarodowego, jak starają się wykazać związki. Konwencja MOP nr 135 wspomina jedynie o konieczności przyznania związkowcom takich ułatwień, które „umożliwią im szybkie i skuteczne wykonywanie ich funkcji”.

Co ciekawe, konwencja sama zastrzega, że „przyznanie takich ułatwień nie powinno utrudniać skutecznej działalności zainteresowanego przedsiębiorstwa”. Tymczasem czytając polską ustawę, można odnieść wrażenie, że ustawodawca skupił się jedynie tym pierwszym fragmencie Konwencji, pomijając niemal całkowicie wspomniane zastrzeżenie.

Założenia opracowywanego właśnie projektu dotyczą także likwidacji konieczności zwolnienia pracownika z obowiązku świadczenia pracy, oczywiście z zachowaniem prawa do wynagrodzenia, na czas wykonywania doraźnych czynności na rzecz związku zawodowego. Obecnie takie zwolnienie przysługuje, jeżeli dana czynność nie może być wykonana w czasie wolnym od pracy. Ponadto proponuje się likwidację obowiązku udzielenia urlopu bezpłatnego pracownikowi na czas wykonywania funkcji związkowej z zachowaniem prawa do powrotu na uprzednio zajmowane stanowisko.

Przyznam, że mam wątpliwości co zgodności tych dwóch ostatnich propozycji z powołanymi powyżej przepisami konwencji MOP nr 135. Polska, jako strona tej konwencji, zobowiązana jest bowiem do ustanowienia jakiegoś rozsądnego poziomu ułatwień dla działaczy związkowych. Jeżeli zaś projekt będzie zmierzał do całkowitego odebrania związkowcom prawa do zwolnienia i to nawet bez wynagrodzenia, to po jego uchwaleniu takich ułatwień w zasadzie nie będzie. Co więcej, w mojej ocenie, zwłaszcza problem doraźnych czynności związkowych to raczej kwestia egzekwowania już istniejącego prawa. Wystarczyłoby rygorystycznie odczytywać tę część przepisu, która kładzie nacisk na brak możliwości wykonania wspomnianej czynności poza godzinami pracy. W takim ujęciu interes pracodawcy i pracownika byłby wyważony, a wymogi konwencyjne zachowane.

Warto też zastanowić się nad wprowadzeniem zasady, że zarobki utracone przez pracownika w wyniku wykonywania czynności związkowych są pokrywane ze związkowej kasy. Z pewnością pozytywnie wpłynęłoby to na relacje pracodawców ze związkami.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *